Donald Trump po raz pierwszy związał się z UFC w 2001 roku, gdy umożliwił organizacji gali UFC 30 w swoim Trump Taj Mahal w Atlantic City. Było to w czasach, gdy MMA walczyło o akceptację w mainstreamie. Od tamtej pory jego relacja z zarządzającym UFC Daną White’em przerodziła się w trwałą i wieloletnią biznesową przyjaźń. Tę bliskość wyraźnie dzisiaj widać i działa to w dwie strony.
Wizerunek i elektorat
UFC przyciąga kluczowy segment elektoratu Donalda Trumpa: młodych mężczyzn w wieku 18–34 lat, często z konserwatywnych stanów południowych i zachodnich, jak Teksas czy Floryda. To grupa, która ceni rywalizację, siłę i indywidualizm – wartości, które Trump podkreśla w swoim przekazie politycznym. Obecność na galach, w otoczeniu gwiazd MMA i lojalnych współpracowników, buduje jego wizerunek „silnego przywódcy”, bliskiego zwykłym Amerykanom, a nie tylko elitom Waszyngtonu.
Na ostatnią galę UFC 314, wraz z Trumpem przybyli bliscy ludzie w jego administracji: Marco Rubio, Robert F. Kennedy Jr., Kash Patel, Tulsi Gabbard, ElonMusk, ale też np. Ted Cruz. Na UFC 314 prezydenta USA widziano go z wnuczką Kai Trump, co dodatkowo ociepla jego obraz jako „dziadka Ameryki”.
TKO Group Holdings: pomoc „swoim”
Po wyborczej wygranej Donalda Trumpa w 2024 roku, akcje TKO Group Holdings (właściciela UFC) wzrosły o 9,29%. To dość wyraźny sygnał, że obecność Trumpa na galach UFC przekłada się na realną zmianę ekonomiczną. W erze mediów społecznościowych, gdzie klipy z Trumpem na galach rozprzestrzeniają się na różnych platformach społecznościowych (szczególnie podbijanych przez algorytmy na X), Trump dociera do sporej grupy wyborców, szczególnie tych, którzy nie śledzą tradycyjnych wieców, ale reagują na viralowe momenty. Wraz z pozytywną ekonomiczną zmianą dla TKO, rośnie potencjał biznesowy UFC.
Byłą członkinią zarządu TKO Group Holdings (do stycznia 2025 roku) jest Linda McMahon. Jako współzałożycielka WWE i lojalna sojuszniczka Trumpa (szefowa Small Business Adminisitration w latach 2017–2019, a od 2025 roku sekretarz edukacji), McMahon była kluczową postacią w procesie fuzji WWE oraz Zuffa (spółka-matka UFC), tworząc TKO. Jej rezygnacja z zarządu TKO zbiegła się z objęciem stanowiska w administracji Trumpa, co sugeruje, że jej rola w rządzie może być formą „wsparcia dla swoich” – Trump nagradza lojalnych współpracowników, a oni w zamian wzmacniają jego wpływy.
UFC też na tym korzysta
UFC czerpie korzyści z wizerunkowego powiązania z Trumpem. Organizacja od lat buduje markę opartą na brawurze, wolności i „amerykańskim duchu”, co idealnie współgra z konserwatywnym elektoratem Trumpa. Jego obecność na galach, zwłaszcza po powrocie na urząd prezydenta, przyciąga uwagę mediów i casualowych widzów, którzy mogą nie być zagorzałymi fanami MMA, ale interesują się Trumpem jako osobowością popkulturową. Postać Trumpa pomaga też zyskać ekspozycję poza bańką fanów MMA, podnosząc tym samym zasięg – zwłaszcza w social mediach.
UFC zyskuje też na poszerzeniu bazy fanów. Wśród zwolenników Trumpa, zwłaszcza w stanach czerwonych, gale stają się wydarzeniami sportowo-rozrywkowymi. Ma to niemałe znaczenie w kontekście społeczności latynoskich i afroamerykańskich, które już wspierają UFC dzięki gwiazdom jak Nate Diaz czy Jon Jones, a teraz mogą dodatkowo identyfikować się z przekazem Trumpa.
Co więcej, UFC korzysta na darmowej promocji. Trump, Musk i inni znani politycy na trybunach generują nagłówki w mediach, co zwiększa zasięg organizacji bez dodatkowych kosztów marketingowych. Trzeba pamiętać że UFC rywalizuje o wolny czas widza z innymi sportowymi organizacjami, ale też platformami streamingowymi.
Nowa umowa telewizyjna na horyzoncie
Obecny kontrakt telewizyjny UFC z ESPN, wart 1,5 miliarda USD, wygasa pod koniec 2025 roku. 15 kwietnia skończył się wyłączny okres negocjacyjny między UFC a ESPN. Jeśli nie dojdzie do nowego porozumienia, można spodziewać się dużego przetasowania. Wcześniej wspomniana „trumpizacja” UFC podbija wartość marketingową, zatem UFC na pewno liczy na co najmniej podwojenie wartości umowy telewizyjnej. Jest jednak pewien problem. ESPN, jako część Disneya, ma bardziej liberalny profil niż baza fanów Trumpa, co może komplikować negocjacje, jeśli jego obecność spolaryzuje widownię. Naturalnie Dana White podkreśla, że UFC jest apolityczne w swej istocie, a Trump to po prostu „fan MMA”. Z drugiej jednak strony – business is business. Na bok będzie można odłożyć kwestie ideologiczne, zadecydują liczby.
Trump na galach może mieć pośredni wpływ na te rozmowy. Jego popularność wśród konserwatywnej widowni wzmacnia pozycję UFC jako produktu atrakcyjnego dla dużych sieci, np. Fox Sports czy Paramount. UFC może jednak dążyć do podzielenia swojego produktu i pójść drogą np. NBA, które ma umowy z kilkoma nadawcami. Dlatego niewykluczone, że obecna sytuacja pozwoli UFC na osiągnięcie nowego modelu biznesowego i dywersyfikację transmisji. Według różnych spekulacji zainteresowanych jest więcej podmiotów, między innymi Amazon, Warner Bros. Discovery czy Netflix. Szczególnie ten ostatni może sporo zyskać na takim dealu z UFC. Netflix niedawno podpisał umowę z WWE, a jako że WWE i UFC należą do jednego portfela TKO, to może się okazać, że połączenie własnych produktów na jednej platformie będzie tym co zostanie ustalone.
