Prof. Chadwick: Igrzyska olimpijskie mogą być nagrodą za gospodarczy sukces Polski

Pomysł organizacji letnich igrzysk olimpijskich w Polsce nie zyskał jeszcze choćby ramowych kształtów, a już wywołał wiele emocji i dyskusji. Najwięcej obaw i znaków zapytania budzą kwestie kosztów tej imprezy oraz tego, czy nie odbyłaby się kosztem innych inwestycji. Michał Banasiak rozmawiał o tym pomyśle z prof. Simonem Chadwickiem, specjalizującym się w zagadnieniach związanych z polityzacją i ekonomią sportu.

Michał Banasiak: Polska ma starać się o organizację letnich igrzysk olimpijskich w 2040 lub 2044 roku. Jak Pan ocenia ten pomysł?

prof. Simon Chadwick: W ciągu ostatnich 30 lat Polska bardzo się rozwinęła i ma pełne prawo myśleć o organizacji igrzysk, o które starają się bogate i ambitne kraje. Regularnie odwiedzam rodzinę w Polsce i widzę, jak kraj się zmienia. Jedno z moich pierwszych wspomnień, jeszcze z lat 90., to słabo wyposażony sklep z butami, wystrojem i dostępnością towarów przywodzący na myśl czasy komunizmu. A teraz? Zmiany widać gołym okiem, począwszy od małych miejscowości, przez duże miasta, po Warszawę, która jest dziś europejską metropolią.

Ambicji nam pewnie nie brakuje, ale znaki zapytania pojawiają się przy finansach. Igrzyska to przecież ogromny wydatek. Nawet jeśli można na nich zyskać, to na pewno nie od razu i nie w bezpośredni sposób.

Gdy Wielka Brytania organizowała igrzyska w 2012 roku, też było wiele obaw o koszty. Z perspektywy czasu okazuje się, że wyszliśmy na tej imprezie mniej więcej na zero, a wiele poczynionych wtedy inwestycji do dzisiaj służy mieszkańcom. Pytania o koszty są naturalne, ale trzeba też wziąć pod uwagę, że mówimy o wydarzeniu organizowanym za kilkanaście lat. Jest więc czas na dalszy rozwój i osiągnięcie pułapu, w którym kraj ekonomicznie nie odczuje kosztów igrzysk i zorganizuje je równolegle do swoich innych wydatków. Igrzyska olimpijskie mogą być nagrodą za gospodarczy sukces Polski

Sam uważam, że igrzyska mogą spiąć wiele projektów, których Polska potrzebuje. W planie przygotowań można przecież uwzględnić reformę transportową czy energetyczną, uwzględniające CPK i elektrownię jądrową. Sceptycy i krytycy uważają jednak, że igrzyska odbyłyby się kosztem tych inwestycji.

Na pewno nie można podchodzić do organizacji igrzysk kierując się próżnością i chęcią samego pokazania się. To powinna być dobrze przemyślana, uwzględniająca potrzeby i możliwości kraju strategia, która stanie się motorem napędowym dla gospodarki i społeczeństwa. Przy konstruowaniu planu organizacji igrzysk nie można skupić się tylko na miejscach, w których igrzyska mają się odbywać. Nie wystarczy postawić kilku obiektów, przeprowadzić jakichś inwestycji wokół i uznać, że jest się gotowym. To musi być projekt uwzględniający rozwój całego kraju, a na organizacji igrzysk powinni skorzystać mieszkańcy całej Polski.

Brakuje nam przekonania o gotowości kraju, żeby podjąć takie wyzwanie?

Wydaje mi się, że społeczne poparcie dla igrzysk jest uzależnione od samoświadomości mieszkańców i ich poczucia, że kraj po prostu zasługuje na organizację igrzysk. Czasami mam wrażenie, że w Polsce brakuje pewności siebie i świadomości postępu, jaki ten kraj poczynił. Polacy patrzą na listę krajów, które chcą organizować igrzyska w 2036 roku, widzą Chiny, Koreę Południową, Chiny, Katar, Arabię Saudyjską, Indie i myślą: „to nie dla nas, to wyższa liga”. Ale dlaczego? Widziałem ostatnio dane, że w II kwartale 2024 roku polska gospodarka rozwijała się najszybciej ze wszystkich gospodarek w Unii Europejskiej. Polska nie powinna mieć kompleksów.

W 2040 czy 2044 igrzyska mogą być już zupełnie inną imprezą niż teraz. Z esportem w programie, ale za to bez niektórych tradycyjnych dyscyplin. Już jakiś czas temu sondowano wyrzucenie z programu np. zapasów. Jak widzi Pan przyszłość igrzysk?

Za chwilę czeka nas zmiana kierownictwa Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Trudno dziś zgadywać, w którym kierunku pójdą igrzyska, ale prawdopodobne, że będą się dalej komercjalizować. Wydaje się, że tylko w ten sposób mogą zdobyć uwagę młodych ludzi. Widzę to po swoim synu, którego nie ciągnie do oglądania transmisji sportowych. Dlatego jakieś zmiany będą konieczne. Być może czeka nas „amerykanizacja” europejskiego sportu i igrzysk olimpijskich, czyli zrobienie z nich wielkiego widowiska, a nie tylko rywalizacji zawodników. Pamiętam, gdy pierwszy raz byłem na meczu NBA. New York Knicks grali z Miami Heat. To było oszałamiające doświadczenie, a liczba bodźców i emocji przytłoczyła mnie na tyle, że długo po meczu nie mogłem zasnąć. To był spektakl, a sport był tylko jego elementem. Nie wyobrażam sobie przeżywać tego co tydzień i nie chciałbym, żeby europejski i olimpijski sport poszły tą drogą. Ale być może decydenci uznają, że nie ma innej drogi. Zwłaszcza, że w również w Europie mamy coraz więcej inwestorów z USA, którzy będą chcieli organizować zawody według schematu znanego im z własnego podwórka.

„Komercjalizacja”, „inwestorzy”. Traktujemy dziś sport jak produkt. Ale poza tym, że można na nim zarobić, można też zyskać wizerunkowo czy politycznie.

Znów odwołam się do moich „polskich” doświadczeń. Gdy na początku lat 2000. przyjeżdżałem do Polski i słyszałem o Gazpromie oraz planach budowy gazociągu Nord Stream, nie spodziewałem się, że sport będzie miał z tym cokolwiek wspólnego. Tymczasem okazało się, że Gazprom zaczął sponsorować Schalke, potem Ligę Mistrzów i przyczyniał się do ocieplania wizerunku inwestycji, która uzależniała Polskę czy Ukrainę od rosyjskiego gazu.  Pisałem kiedyś pracę o sponsorach, reklamujących się na koszulkach piłkarskich. Obserwując ich, można się sporo dowiedzieć o polityce międzynarodowej.

Pracował Pan przy mundialu w Katarze, który dziś wydaje się odległym wspomnieniem. Katarczycy też już o nim zapomnieli?

Absolutnie nie. Mistrzostwa nieodwracalnie zmieniły Katar. Pierwszy raz odwiedziłem ten kraj w 2010 roku i doskonale pamiętam jak wtedy wyglądał. A potem obserwowałem jak się zmienia. Katar rozwinął się infrastrukturalnie, ale też zupełnie zmienił swoje znaczenie polityczne. Nie ma przesady w stwierdzeniu, że mundial umieścił Katar na mapie świata. Katarczycy doskonale wiedzą, jaką siłę na sport i dlatego nadal chcą organizować duże imprezy. W 2027 ugoszczą mistrzostwa świata w koszykówce. Przez wiele lat mają być gospodarzem Pucharu Narodów w rugby.

Sportową ofensywę Arabii Saudyjskiej można ocenić jako odpowiedź na sukcesy Kataru?

Zdecydowanie. Katar zorganizował mundial, więc Arabia też go zorganizuje. Tylko większy, droższy i bardziej efektowny. Jest tu rywalizacja, która może przenieść się też na igrzyska olimpijskie. I Katar, i Arabia chcą je organizować. I Katar, i Arabia myślą o 2036 roku. Nie wiem czy jest to politycznie możliwe, ale może na koniec tego sportowego wyścigu, złożą po prostu wspólną ofertę.

prof. Simon Chadwick jest wykładowcą, pisarzem i konsulatantem, specjalizującym się w geopolitycznej ekonomii sportu. Współpracuje zee Skema Business School w Paryżu. Publikował m.in. w Wall Street Journal, The Economist, Forbesie, Newsweeku i Time. Współpracował z UEFA, FC Barceloną, Formułą E czy Adidasem. Pracował także przy organizacji MŚ w Katarze.