Czarny orzeł i biały półksiężyc. O tureckim klubie z Monachium

Obecność Turków w Niemczech ma bardzo długą historię. Pierwszy zarejestrowany przez kroniki przybysz znad Bosforu dotarł na ziemie niemieckie już na przełomie XIII i XIV wieku – był to Sadok Seli Soltan, wojskowy pojmany przez niemieckiego księcia w Ziemi Świętej. Dziś liczebność osób pochodzenia tureckiego w Niemczech szacuje się na około trzech milionów. Mieszkają głównie na terenach dawnej RFN, zakładają własne stowarzyszenia i meczety. Mają swoje partie polityczne oraz przedstawicieli w parlamencie i wreszcie – w bardzo widoczny sposób zaznaczają swoją obecność w świecie niemieckiego futbolu.

Kim jesteśmy? W co wierzymy? Co odróżnia nas od innych? Kto był tu przed nami? Wokół odpowiedzi na te pytania zbudowane są grupy kibicowskie we wszystkich krajach świata. Bez, mniej lub bardziej świadomie zdefiniowanych, wartości, historii czy tożsamości klubowy futbol i kibicowanie nie istnieją. I również dlatego ten sport to tak wspaniałe narzędzie do opowiadania o świecie – konfliktach etnicznych, historycznych zaszłościach, powodach do dumy, ale i kompleksach całych społeczeństw. To właśnie one będą tematem minicyklu „Piłka nożna a tożsamość”, autorstwa Michała Marchlewskiego. Cykl wypełnią historie klubów o wyjątkowo ciekawej, złożonej, wieloetnicznej tożsamości oraz analizy ukazujące, jak ich działalność wpływała (i wpływa) na społeczeństwo, politykę czy kulturę.

Ręce do pracy

Dla wielu dzisiejszych polityków Soltan byłby wzorem modelowej asymilacji w niemieckim społeczeństwie – przyjął chrzest pod imionami Johannes Soldan, ożenił się z Niemką i doczekał kilkunastu synów. Wśród jego potomków znalazło się wielu zasłużonych niemieckich naukowców, lekarzy czy artystów – dalekim wnukiem Soltana był ponoć sam Johann Wolfgang von Goethe.

Pojawienie się w Niemczech kolejnych tureckich imigrantów związane było przede wszystkim z wojnami między Imperium Osmańskim a państwami europejskimi, po których żołnierze armii sułtana dostawali się do niewoli. Relacje turecko-niemieckie zacieśniły się znacząco w XIX wieku, po podpisaniu umów handlowych między Imperium Osmańskim a Królestwem Prus – ich konsekwencją były bliższe kontakty handlowe czy kulturalne między oboma państwami, ale także wzmożona migracja. Świadectwem tego okresu jest niezwykła fabryka w Dreźnie inspirowana architekturą osmańskich meczetów – wyrabiano w niej papierosy z tytoniu importowanego z tureckiego Yenidze, a budynek górujący od 1909 roku nad stolicą Saksonii pełnił funkcję siedziby, ale jednocześnie i gigantycznej reklamy przedsiębiorstwa.

Fot. Wikimedia Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic license

Zadomowieni goście

Żadna z wcześniejszych fal migracji nie mogła równać się z tą, która przelała się znad Bosforu nad Ren w drugiej połowie XX wieku. Wszystko za sprawą Gastarbeiterprogramm – obowiązującego w RFN od połowy lat 50. do początku lat 70. modelu polityki imigracyjnej, polegającego na sprowadzaniu gastarbeiterów, czyli gościnnych pracowników. Mieli oni znaleźć zatrudnienie głównie w przemyśle, wykonując prace fizyczne niewymagające wysokich kwalifikacji. Mierząca się wtedy z brakiem rąk do pracy RFN podpisywała porozumienia migracyjne z wybranymi, z początku wyłącznie europejskimi, krajami, m.in. z Włochami, Hiszpanią czy Grecją. Ich obywatele mieli pracować w Niemczech przez określony czas (według pierwotnych zamierzeń rok lub dwa), po którym planowany był ich powrót do ojczystych krajów.

Projektowana umowa migracyjna z Turcją budziła w RFN kontrowersje. Część polityków rządzącego wówczas CDU argumentowała, że to zbyt odległy kulturowo kraj, aby jego obywatele mogli zasymilować się w niemieckim społeczeństwie. Ostatecznie porozumienie RFN-Turcja zostało podpisane w roku 1961, do czego przyczyniła się zewnętrzna presja ze strony Stanów Zjednoczonych, a przybysze znad Bosforu stali się wkrótce najliczniejszą grupą wśród gastarbeiterów.

Pomimo zachęt do powrotu do ojczyzny znaczna część z nich pozostała w Niemczech na stałe. Dziś Turcy są w państwie naszych zachodnich sąsiadów największą mniejszością narodową, a ich ojczysty język – drugim najczęściej używanym zaraz po niemieckim.

Fot. Wikimedia Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic license

U siebie czy na wyjeździe?

Z początku każdy przypadek pojawienia się w reprezentacji Niemiec zawodnika tureckiego pochodzenia wzbudzał spore zainteresowanie mediów. Pierwszy był Mehmet Scholl, zasłużony pomocnik Bayernu, który zadebiutował w Die Mannschaft w 1993 roku i zdobył na tyle duży szacunek kibiców, że w 2006 roku zebrali sto tysięcy podpisów pod petycją wzywającą Jürgena Klinsmanna, aby uwzględnił Scholla w składzie na mistrzostwa świata w 2006 roku (bezskutecznie).

Wraz z upływem lat podobne przypadki stały się coraz bardziej powszechne, a wielu potomków tureckich imigrantów, jak Mesut Özil czy Emre Can zapracowało na status prawdziwych gwiazd kadry. Niedawno byliśmy świadkami kolejnego historycznego wydarzenia w dziejach turecko-niemieckich związków w świecie reprezentacyjnego futbolu – podczas meczu otwarcia EURO 2024 między Niemcami a Szkocją İlkay Gündoğan został pierwszym piłkarzem tureckiego pochodzenia, który wyprowadził Nationalelf z opaską kapitańską na ramieniu na spotkanie rozgrywane w ramach wielkiego turnieju.

Raptem kilka miesięcy wcześniej o futbolowych relacjach na linii Niemcy-Turcja pisano w niemieckiej prasie w znacznie bardziej negatywnym kontekście. Wszystko za sprawą meczu towarzyskiego między reprezentacjami obu krajów rozegranego na Stadionie Olimpijskim w Berlinie. Niespodziankę sprawili w nim przyjezdni, którzy po emocjonującym starciu wygrali 3:2. Śledząc relację z tego spotkania, można było jednak zapomnieć, kto tak naprawdę był jego gospodarzem, a kto gościem. Turcy stanowili zdecydowaną większość na trybunach berlińskiego stadionu i zagłuszali fanów Die Mannschaft entuzjastycznym, pełnym pasji dopingiem. Po niemieckim internecie szybko poniosły się zdjęcia i filmy z trybun oraz ulic, na których tureccy kibice wykonywali salut Szarych Wilków (skrajnie prawicowej tureckiej organizacji terrorystycznej), wznosili okrzyki „Allahu Akbar!” czy wygwizdywali znajdującego się przy piłce Gündoğana, co budziło skrajne reakcje komentujących.

Fot. Wikimedia Creative Commons Attribution-Share Alike 2.0 Generic license

Po meczu sporym echem odbiły się wypowiedzi prezesa Niemieckiej Federacji Piłkarskiej Bernda Neuendorfa, który przyznał, że na Stadionie Olimpijskim „nie czuł się jak w domu” oraz Bijana Djira-Saraia, deputowanego do Bundestagu i ówczesnego sekretarza generalnego FDP, który stwierdził wręcz, że to, co wydarzyło się w Berlinie jest dowodem niepowodzenia niemieckiej polityki integracyjnej (Djir-Sarai wydaje się uprawniony do wyrażania wyrazistych opinii w tej akurat kwestii – sam urodził się w Teheranie i przybył do Niemiec w wieku jedenastu lat).

Münih znaczy Monachium

Turcy nie tylko wzmacniają niemiecką reprezentację, ale też współtworzą rozgrywki ligowe w tym kraju za sprawą zakładanych przez siebie klubów. Najbardziej znanym spośród nich jest obecnie Türkgücü – monachijski zespół założony w 1975 roku przez grupę tureckich gastarbeiterów, którego nazwa oznacza „turecka siła”. W pierwszych latach istnienia zespół miał typowo amatorski charakter, grał w lokalnych ligach. Sytuacja zmieniła się w połowie lat 80., gdy w jego działalność zaczęli angażować się zamożni tureccy biznesmeni. Ich pieniądze pozwoliły na pozyskanie dla klubu stałej siedziby, założenie zespołów młodzieżowych czy wreszcie ściągnięcie do pierwszej drużyny większej liczby zdolnych piłkarzy spoza Turcji.

Przełom lat 80. i 90. to dla TürkGücü (bo pod taką nazwą funkcjonował wówczas klub) pierwszy złoty okres. Pod kierunkiem Petera Grossera zespół wywalczył awans do Bayernligi, najwyższej wtedy ligi regionalnej. Jego mecze zaczęły przyciągać tysiące monachijczyków (rekord frekwencji padł podczas derbowego spotkania z TSV 1860, które zgromadziło 12 tysięcy widzów i do dziś wspominane jest jako kamień milowy w rozwoju klubu), ale wzbudzały też coraz większe zainteresowanie Turków mieszkających w innych regionach Niemiec (o ich uwagę TürkGücü rywalizowało głównie z berlińskim Türkiyemsporem, również grającym w tamtym czasie na trzecim szczeblu rozgrywkowym). Monachijski zespół doczekał się nawet wiernej, kilkusetosobowej grupy fanów, która jeździła za nim na mecze wyjazdowe i coraz poważniej myślał o awansie do 2. Bundesligi. Tym ambicjom położył kres niespodziewany spadek w roku 1992.

Druga połowa lat 90. była dla TürkGücü trudna. Klub zmagał się z kryzysem sportowym, dodatkowo wyraźnie zmalała frekwencja na jego meczach. Było to spowodowane z jednej strony tym, że po wzmocnieniu zespołu nie-tureckimi zawodnikami miejscowi Turcy mniej się z nim identyfikowali; a z drugiej strony z rozwojem telewizji satelitarnej pozwalającej na odbieranie w Niemczech spotkań największych stambulskich klubów: Beşiktaşu, Fenerbahçe i Galatasaray, które tradycyjnie mają wśród emigrantów wielu wiernych fanów.

Jednym z nielicznych wartych odnotowania wydarzeń z mizernych sportowo ostatnich lat XX wieku było pozyskanie rozpoczynającego wówczas karierę napastnika Cacau, który dekadę później sięgnął z prowadzoną przez Joachima Löwa reprezentacją Niemiec po brązowy medal MŚ w RPA.

Mucizeişçi znaczy cudotwórca

Klub rozwiązano w roku 2001, po tym gdy jego ówczesny prezes i sponsor Ergun Berksoy wrócił do kraju i wycofał wsparcie finansowe dla zespołu. Zawodnicy TürkGücü nie czekali z założonymi rękami i błyskawicznie powołali do życia nową drużynę pod nazwą Türkischer SV. Długo grała ona na bardzo niskim poziomie. W 2009 roku zdecydowano o jej fuzji z innym tureckim zespołem, ATA Spor, która była, jak się wkrótce okazało, początkiem pierwszej fazy wspinaczki po szczeblach systemu ligowego. Znacznie przyspieszyła ona w roku 2016, gdy klub przejął Hasan Kirvan, turecki biznesmen zajmujący się wcześniej leasingowaniem samochodów.

Kirvan zapewnił znaczący zastrzyk gotówki, który już w pierwszym sezonie umożliwił solidne wzmocnienia; w tym podebranie pięciu zawodników i trenera mistrzowi Bayernligi, FC Unterföhring. Transfery błyskawicznie przyniosły spodziewany efekt – pod wodzą nowego inwestora Türkgücü zaliczyło trzy awanse z rzędu. Kirvan był dla monachijskiego klubu prawdziwym cudotwórcą, choć trzeba zaznaczyć, że nie jest on postacią jednoznacznie ocenianą – przez dziennikarzy bywał nazywany autokratą, według trenera Reinera Maurera potrafił wysyłać sztabowi instrukcje taktyczne na WhatsAppie, krytykowano go też za to, że zarządza klubem w bardzo krótkowzroczny sposób: pompuje pieniądze tylko w pierwszy zespół, zaniedbując futbol młodzieżowy czy rozwój infrastruktury.

W 2020 roku, na koniec przerwanego przedwcześnie pandemicznego sezonu klub spełnił wreszcie niezrealizowane marzenie swoich fanów z lat 80. i awansował na centralny szczebel rozgrywek, do 3. Bundesligi. Było to historyczne wydarzenie również dlatego, że Türkgücü stało się w ten sposób pierwszym w historii Niemiec (a prawdopodobnie i Europy) klubem imigrantów, który wywalczył promocję do ligi profesjonalnej.

W 3. Bundeslidze monachijczycy ponownie zmierzyli się z lokalnymi rywalami z TSV 1860, ale też z tak zasłużonymi dla niemieckiego futbolu klubami, jak 1. FC Kaiserslautern, Hansa Rostock czy Dynamo Drezno. Dużym problemem okazało się znalezienie w stolicy Bawarii lub jej okolicach stadionu, który spełniałby wymogi trzeciego szczebla rozgrywkowego. Kirvan rozważał nawet przeniesienie meczów Türkgücü do Nadrenii Północnej-Westfalii, argumentując, że mógłby liczyć tam na wsparcie kilkunastokrotnie większej diaspory tureckiej niż w Monachium. Ostatecznie postanowiono, że część spotkań klub będzie rozgrywać na historycznym obiekcie TSV 1860 przy Grünwalder Straße, a resztę – na słynnym Stadionie Olimpijskim, głównej arenie igrzysk olimpijskich w 1972 roku. Były to pierwsze zawodowe mecze piłkarskie na tym obiekcie od ponad ośmiu lat!

Przerwany sen o potędze

W debiutanckim sezonie na poziomie 3. Bundesligi Türkgücü poradziło sobie nieźle, orbitując wokół środka tabeli. To dodało animuszu klubowym działaczom, którzy coraz głośniej mówili o planach uczynienia z tureckiego klubu drugiej siły w mieście i zdetronizowania wielce zasłużonego, ale przechodzącego od lat potężny kryzys sportowy TSV 1860. Te mocarstwowe wizje zostały jednak brutalnie rozwiane. Türkgücü już po raz drugi zgubiło to, co wcześniej zapewniło mu sukces – poleganie na wielkich pieniądzach pojedynczych sponsorów i krótkowzroczna wizja rozwoju skupiona całkowicie na pierwszym zespole. Po wycofaniu się Kirvana klub wpadł w spiralę problemów finansowych. Dokończył debiutancki sezon na 13. miejscu i przystąpił do nowych rozgrywek, wciąż prowadząc poszukiwania nowego inwestora. Okazały się one bezowocne i w połowie sezonu, w styczniu 2022 roku klub wycofał się z ligi. Skutkowało to spadkiem na czwarty szczebel rozgrywkowy, gdzie Czerwono-Biali występują do dziś.

Turecki klub na nowe czasy

Obecnie Türkgücü ma wciąż wyraźnie turecki charakter, choć w składzie zespołu zaszły spore zmiany, odzwierciedlające zresztą ewolucję środowiska imigrantów znad Bosforu w Niemczech. W kadrze znajduje się raptem trzech piłkarzy, którzy posiadają jedynie turecki paszport. Znacznie więcej jest graczy pochodzących z drugiego lub trzeciego pokolenia imigranckich rodzin; zawodników urodzonych na niemieckiej ziemi i posiadających niemieckie obywatelstwo – do tej grupy zaliczają się m.in. kapitan Ünal Tosun i trener Alper Kayabunar. Klub podobnie jak w latach 80. pozostaje otwarty na nietureckich graczy – kluczowymi czynnikami przy doborze wzmocnień są dziś dla Türkgücü jakość piłkarska i potrzeby zespołu, a nie pochodzenie zawodników.

O krok od wielkiej polityki?

Jeszcze kilka lat temu, gdy Türkgücü występowało w 3. Bundeslidze, pojawiały się plotki głoszące, że monachijski klub nawiąże współpracę z Fenerbahçe czy podpisze umowę z liniami lotniczymi Turkish Airlines, współzarządzanymi przez turecki rząd i znanymi z angażowania się w marketing sportowy (piłkarska Liga Mistrzów, koszykarska Euroliga). W 2020 roku Michał Trela szkicował nawet scenariusz, w którym drużyna z Bawarii stanie się narzędziem w rękach prezydenta Turcji. „Można sobie łatwo wyobrazić, że Recep Tayyip Erdoğan, dobrze wiedzący, jak wielką siłę ma futbol, upatrzy sobie w Türkgücü narzędzie softpower w polityce zagranicznej. […] Niewykluczone więc, że w którymś momencie do Türkgücü zacznie płynąć strumień tureckich pieniędzy, o których inne kluby z tego poziomu mogą tylko pomarzyć” – pisał na łamach „newonce sport”.

Erdoğan rzeczywiście mógłby mieć interes w dotowaniu Türkgücü. Turecka diaspora w Niemczech to znacząca grupa jego zwolenników – dowodem choćby wybory prezydenckie z 2018 roku, w których za jego reelekcją zagłosowało 63% Turków mieszkających za naszą zachodnią granicą (to wynik o 12 punktów procentowych lepszy od tego, który osiągnął w krajowych komisjach wyborczych). Wspierając monachijski klub, Erdoğan mógłby zwiększać swoją popularność wśród tureckich emigrantów, podobnie jak premier Węgier, Viktor Orbán zabiega o głosy Węgrów mieszkających na terenach przygranicznych, finansując kluby z terenu tzw. „Wielkich Węgier” – słowacką DAC Dunajską Stredę, serbskie FK TSC Bačka Topola czy chorwacki NK Osijek.

Dziś wiemy już, że taki bieg wydarzeń pozostał w sferze spekulacji. Nic nie wskazuje na to, aby klub rywalizujący na poziomie Regionalligi i przyciągający na swoje mecze średnio niewiele ponad 300 osób mógł stać się łakomym kąskiem dla zamożnych sponsorów znad Bosforu.Kontakty Türkgücü z tureckimi władzami ograniczają się obecnie do kurtuazyjnych spotkań – takich jak to w niedawny marcowy wieczór, gdy społeczność klubu zasiadła do uroczystego iftaru (kolacja spożywana po zachodzie słońca podczas ramadanu) z tureckim konsulem w Monachium, Süalpem Erdoğanem.

„Türkgücünichtwillkommen”

Oczywiście nie wszystkim niemieckim kibicom (zwłaszcza tym o prawicowych poglądach), podoba się działalność Türkgücü. Dość szerokim echem w Niemczech odbiły się choćby wydarzenia towarzyszące wyjazdowemu meczowi zespołu w saksońskim Zwickau. Przy jego okazji w okolicach stadionu odbyła się manifestacja, podczas której można było zobaczyć wymierzone w klub transparenty z hasłami, takimi jak „Türkgücünichtwillkommen”.

W dobie przesunięcia się niemieckiego dyskursu politycznego wokółmigracji znacząco w prawo i rosnącego poparcia dla antyimigranckiej retoryki AfD (w Saksonii ugrupowanie współdowodzone przez Alice Weidel zdobyło aż 31,8% głosów w tegorocznych wyborach parlamentarnych) wizyty Türkgücü we wschodnich Niemczech powodowałyby dziś zapewne jeszcze więcej napięć niż przed kilkoma laty.

Przekonania niemieckiej opinii publicznej, ale i tamtejsza scena polityczna przechodzą w ostatnich miesiącach znaczące zmiany, czego konsekwencją jest nadchodząca wymiana rządu. Wiele wskazuje na to, że wraz z przejęciem władzy przez koalicję z CDU na czele i wyborem Friedricha Merza na kanclerza również stosunki niemiecko-tureckie wejdą w nową fazę – eksperci przewidują, że Niemcy postawią w nich na bliską współpracę, ale oprą ją na podejściu transakcyjnym, w duchu Realpolitik.

Cotygodniowe wewnątrzkrajowe mistrzostwa świata

W niemieckim futbolu jest dziś znacznie więcej klubów reprezentujących mniejszości narodowe i etniczne – w samym Berlinie oprócz Türkiyemsporu rywalizują również tureckie Berliner Athletik Klub i Türkspor, ale też SD Croatia czy FC Polonia. Rola takich klubów wykracza daleko poza sport – często są one miejscem integracji społeczności diaspory, pozwalają jej członkom na wyrażenie narodowej tożsamości (wielu kibiców chodzi na mecze Türkgücü z tureckimi flagami), ale też angażują w swoją działalność całe rodziny o imigranckich korzeniach. W ostatnich miesiącach popularność w internecie zaczął zdobywać skrajny przykład takiej familijnej drużyny. Jak poinformowano w programie Sportschau na antenie HessischerRundfunk, w rezerwach klubu DJK z położonego między Frankfurtem a Moguncją Flörsheim wystąpił skład złożony z… jedenastu przedstawicieli wywodzącego się z Serbii klanu Kurtanovićów.

Czasy, gdy na meczach Türkgücü panowała równie rodzinna atmosfera minęły nieodwracalnie wraz z profesjonalizacją niższych lig w Niemczech i otwarciem zespołu na nietureckich zawodników. Klub wciąż pozostaje jednak ważnym elementem tożsamości miejscowych Turków. Czy kiedyś zobaczymy jeszcze czerwone flagi z białym półksiężycem na największych stadionach Bundesligi? Na razie niewiele na to wskazuje. Ale tak samo mogło wydawać się przecież pod koniec lat 90., gdy klub przechodził pierwszy poważny kryzys. Dziś zespół potrzebuje nowego Kirvana – inwestora, który w niego uwierzy i przywróci „tureckiej sile” jej utracony blask.

Michał Marchlewski – absolwent Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistyczno-Społecznych na Uniwersytecie Łódzkim (kierunek wiodący: Stosunki międzynarodowe) oraz Teorii muzyki na Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi. Dziennikarz Studenckiego Radia „ŻAK” Politechniki Łódzkiej, współautor audycji i podcastów sportowych („Szybciej, wyżej, mocniej!”) oraz publicystyczno-międzynarodowych („Niepokój”). W latach 2020-2024 związany z portalem lodzkisport.pl.

Wybrane źródła:

Dave Braneck, „Türkgücü Munich making history for immigrant football clubs”, „Deutsche Welle”, 10.07.2020 r., https://www.dw.com/en/t%C3%BCrkg%C3%BCc%C3%BC-munich-making-history-for-immigrant-football-clubs-in-3-liga/a-55175844

Matthias Eicher, „Türkgücünichtwillkommen: Die hässlichsteFratze des Fußballs”, „Abendzeitung”, 14.10.2020 r., https://www.abendzeitung-muenchen.de/sport/tuerkguecuemuenchen/tuerkguecue-nicht-willkommen-die-haesslichste-fratze-des-fussballs-art-676325

AleksKlosok, „Türkgücü Munich: Targeted by far right group, football club founded by Turkish immigrants looks to connect cultures”, „CNN”, 03.04.2021 r., https://edition.cnn.com/2021/04/01/football/trkgc-munich-football-turkey-germany-immigrant-far-right-cmd-spt-intl/index.html

Michał Trela, „Turecka siła z Monachium. Turkgucu pierwszym imigranckim klubem zawodowej piłki”, „newonce.sport”, 10.09.2020 r.,  https://newonce.net/artykul/turecka-sila-z-monachium-turkgucu-pierwszym-imigranckim-klubem-zawodowej-pilki

Szymon Piórek, „Tureckie święto futbolu? Już w przyszłym roku”, „Weszło!”, 21.11.2023 r., https://weszlo.com/2023/11/21/turcy-moga-przejac-euro-2024/